dlaStudenta.pl restauracje finanse praca ogłoszenia stancje galerie forum
Creamfields
2006-05-24

 

MK Fever

Didżej MK Fever z Krakowa należy do prekursorów zjawiska. Z tanecznym szaleństwem, jakie ogarnęło Europę Zachodnią pod koniec lat 80., zetknął się w Wielkiej Brytanii i w Austrii. Tam brał udział w pierwszych imprezach, na których grano muzykę house, i zaczął kupować płyty wykonawców, których nikt jeszcze wówczas w Polsce nie znał. Zafascynowany kulturą rave postanowił zaszczepić ją na ojczystym gruncie. Kiedy zgromadził odpowiednią kolekcję nagrań, zaczął popularyzować nowe rytmy w nielicznych jeszcze wtedy krakowskich klubach. Sam robił plakaty, rozwieszał je na mieście, wykorzystywał własny sprzęt i płyty.

Przełom nastąpił w połowie lat 90., kiedy dotarła do Polski moda na muzykę house i techno. Gdy inni zaczynali dopiero uczyć się "didżejowania", MK Fever był już profesjonalistą. Zaczął grywać coraz częściej, a zarobione pieniądze przeznaczył przede wszystkim na zakup wysokiej klasy sprzętu. - Za dwa gramofony firmy Technics zapłaciłem 4 tysiące złotych, natomiast mikser - najlepszy z dostępnych w sprzedaży - kosztował mnie 3 tysiące złotych - przyznaje. - Igły gramofonowe, które trzeba co jakiś czas wymieniać, kosztują od 200 do 500 złotych. No i płyty - głównie maxi single w cenie 20-30 złotych.

MK Fever jest dobrze znany w środowisku. To ułatwia mu kontakty i granie w klubach całej Polski. Co jakiś czas pojawia się również za granicą - grał już w Wiedniu i w Berlinie. Renoma i popularność wśród bywalców klubów sprawiają, że z powodzeniem utrzymuje się z didżejowania. - Stawki są bardzo różne - podkreśla. - Przeciętnie wahają się od 200 do 300 złotych za godzinę. Zdarzają się jednak wyjątki. Ostatnio grałem na imprezie, gdzie za godzinę otrzymałem ponad tysiąc złotych. Jeśli gra się dłużej - na przykład całą noc - stawki godzinowe są niższe. Wszystko zależy od układu z właścicielem klubu.

MK Fever nie należy do żadnej agencji promocyjnej, zajmującej się wyszukiwaniem imprez, na których ich podopieczni mogliby zagrać. Członkami agencji są przeważnie początkujący didżeje, jeszcze nie znani w środowisku. On stawia na niezależność. Nie czerpie również dodatkowych korzyści z faktu bycia didżejem. - Moda na didżejowanie sprawiła, że zajmują się tym ludzie, których nie interesuje muzyka, ale przede wszystkim pieniądze i popularność - twierdzi. - Niektórzy uwierzyli, że są kimś w rodzaju duchowych guru, którzy przewodzą roztańczonym tłumom. Grając, wznoszą ręce góry, wykrzykują coś w stronę publiczności, podrzucają płyty, przyjmują triumfalne pozy. Choć mają opinię gwiazdorów, muzycznie prezentują kiepski poziom. Dzięki układom towarzyskim i znajomościom w mediach udało im się zdobyć sławę, na jaką nie zasługują. Niestety, bywalcy polskich klubów nie są zbyt dobrze zorientowani w tym, co grywa się na świecie, i łatwo im wcisnąć kit. Całe szczęście, jest kilkunastu didżejów, dla których najważniejsza jest muzyka. 

Białystok | Bydgoszcz | Częstochowa | Gliwice | Katowice | Kielce | Kraków | Lublin | Olsztyn | Opole | Poznań | Rzeszów | Szczecin | Toruń | Trójmiasto | Warszawa | Wrocław | Zabrze | Zielona Góra | Łódź