2006-05-18
Paul Van Dyk (D) Światowej sławy DJ, producent i autor remiksów Paul Van Dyk urodził się w 1971 r. w niemieckim Eisenhuettenstadt. Dorastał we wschodniej, komunistycznej części Berlina słuchając The Smiths i New Order.
Po zburzeniu berlińskiego muru Paul połknął (dosłownie) klubowego
bakcyla, by w 1991 r. wystąpić w murach słynnego Tresora. Sukces osiągnął również w światku dj’skim, otrzymując coraz więcej bookingów i grając na coraz bardziej prestiżowych imprezach dla coraz większej liczby osób. Dziś jest rezydentem w legendarnym nowojorskim klubie Twilo, na cyklicznej brytyjskiej balandze Gatecrasher. Oczywiście nie zapomina również o rodzimym Berlinie, choć jego klubowy grafik jest niezwykle napięty, obejmujący takie zakątki świata jak Meksyk, Singapur czy Tel Awiw. „Gdy zaczynałem swą karierę jako DJ, odkryłem, że między mną a publiką istnieje bardzo głębokie porozumienie” – wyznaje Paul. „Uczyłem się, jak poruszyć tłum i jak kreować odpowiednią atmosferę. Nigdy nie przychodzę do klubu z gotowym setem. Za każdym razem jest to dla mnie nowe przeżycie i nikt nie wie, jak się ono zakończy”. O Van Dyku, zarówno o jego muzyce, jak i dj’skich setach – mówi się, że jest liderem tzw. „trance nation”. Sam Paul broni się przed owym określeniem: „nie chcę być liderem dla ludzi. Chcę jedynie stworzyć dla nich nowy świat, inspirować ich. Tak naprawdę nie tworzę transu, i nie lubię kategoryzować własnej muzyki. Gdybym musiał, to nazwał bym ją ‘elektroniczna muzyka taneczna’”. Niestety owe próby podkreślania swej muzycznej oryginalności i przypisywania wyjątkowości czy mistyczności własnym dokonaniom są bzdurą. Bo to, co tak naprawdę tworzy Paul Van Dyk, jest komercją; pop-transowym bełkotem dla małolatów, którzy na każdy „łupany” bit ozdobiony tanią elektroniką reagują słowem „techno”. Wszyscy najwięksi, a raczej najpopularniejsi DJ’e na świecie, grają house, trans i inne gatunki oparte na prostym rytmie taktowanym na 4. Kilku z nich robi to w sposób znakomity, przy okazji, a raczej przede wszystkim, tworząc własne, ciekawe i wartościowe nagrania. O muzyce Van Dyka powiedzieć tak nie można. To pełne płytkich emocji i tanich chwytów taneczne potworki adresowane do małolatów - tych, którzy nie mieli wystarczająco dużo czasu na zweryfikowanie swych muzycznych poglądów, najczęściej zbudowanych na komercyjnej sieczce serwowanej przez pewną telewizyjną stację muzyczną, czyli Vivę. Dlatego spróbujcie posłuchać czegoś innego. Naprawdę warto. Źródłó: www.nuta.pl / Marcin Hubert |
Białystok | Bydgoszcz | Częstochowa | Gliwice | Katowice | Kielce | Kraków | Lublin | Olsztyn | Opole | Poznań | Rzeszów | Szczecin | Toruń | Trójmiasto | Warszawa | Wrocław | Zabrze | Zielona Góra | Łódź |
Copyright © 2006
dlastudenta.pl
|